Nagroda im. Gertrudy Munzenmaier
Prestona Martina
Kiedy igrzyska były w Londynie
Zielony stojak zwisa z roślinami,
mocno opiera się o ganek;
kwiaty, martwe główki, pąki obfitują,
winorośle zwijają się do rozdrobnionej ceglanej podstawy.
Rośliny są stłoczone w krzywych rzędach
w czerwonych, niebieskich, fioletowych doniczkach.
Jedna pomarańcza.
Kolczasta dracena i muskularna bazylia
górować nad wszystkim i kołysać się
na żółtą ścianę.
Jenny Wren, biała lamówka
po jego bokach, jest z powrotem,
sterczały mu pióra na ogonie
jak pistolet.
Dziś znowu przelatuje
kwiaty, wskakując i wyskakując
garnków, dziobanie i szukanie
dla robaków i nasion,
i dziwnie, skubiąc płatki cyni.
Obserwuję jego praktykę.
Skacze, odbija się, upada na ziemię
i sklepienia
z jednej nogi stojącej na drugą nogę
i znowu w górę, w górę
jako gimnastyk, ale ze skrzydłami schowanymi do boku
jak ramiona nurka. Pozuje na górze,
pożądliwa radość dla siebie,
a potem znowu rośliny, doniczki,
kolejny strzał w cynie.
Pięćdziesiąt trzy sekundy na zrobienie rundy.